wtorek, 16 października 2012

Jak to jest z tym grouponem?

Wiele osób korzysta z oferty pewnego serwisu zakupów grupowych... bo jest taniej. Cóż w dzisiejszych czasach gdy wszystko drożeje znalezienie lepszej oferty zawsze jest świetną okazją. Ale czy na pewno? Kurs w tej ofercie kosztuje 750 pln. Ogłaszany jest jako promocja bo normalnie kosztuje 1500 (cena ze strony ośrodka). 50% taniej, któż by się nie skusił. Ale zastanówmy się... w Krakowie cena kursu na prawo jazdy kategorii B oscyluje zazwyczaj gdzieś w okolicy 1000-1200 pln. Więc jak się okazuje już ten rabat nie wynosi 50% tylko 20-30 w odniesieniu do ceny rynkowej.

Co dalej? Ano "ośrodek" sprzedający kursy w grouponie obniża cenę znacznie poniżej kosztów opłacalności, po drugie z tej oferty coś musi odpalić firmie organizującej tą promocję, czyli kasa nadal leci. W końcu okazuje się, że musi zorganizować kurs prawa jazdy nie za 1100 tak jak konkurencja tylko za 300-400 pln. Więc kto zapłaci za resztę kosztów? Oczywiście, parafrazując stary polski film, "...Pani płaci, Pan płaci.. Kursanci..."

Tak się składa, że dobrze mi znana osoba dała się wpuścić w ten kanał więc mam informacje z pierwszej ręki. Otóż po spędzeniu stada baranów, którzy dali się wydoić robi się zajęcia teoretyczne. Te zazwyczaj nie kosztują dużo więc problemu nie ma. Problemy zaczynają się gdy trzeba się umówić na jazdy. Otóż osoba ta, przez dwa miesiące, czyli osiem tygodni, odbyła 9 godzin jazd. Czyli średnio 60 min tygodniowo. To jest kompletny absurd, ponieważ zazwyczaj wydostanie się z centrum miasta w miejsce gdzie są ciekawe rzeczy do nauki zajmuje od 20 do 30 min więc zaraz trzeba wracać. Czyli nie dość, że przez resztę tygodnia zupełnie zdąży się zapomnieć wszystko co się zrobiło na tej jednej jeździe to jeszcze ta jedna godzina wystarcza na przejechanie kilku km dookoła kwartału kamienic. Oczywiście żeby nie było za prosto kursant nie wie kiedy będzie jeździł w dalszej perspektywie ponieważ umawia się z instruktorem na kolejną tylko jazdę, gdy ten szanowny instruktor będzie miał czas. Ciężko tutaj mówić o jakichkolwiek zasadach nauczania. Co z zasadą systematyczności? Co z zasadą trwałości wiedzy?

Gdy kursant ośmielił się zapytać w biurze dlaczego ma tak odległe terminy jazd, dano mu do zrozumienia, że jest klientem gorszej kategori ponieważ jest z groupona i instruktor mniej zarabia na takich osobach więc muszą czekać. Fajnie, nie? Płać i siedź cicho, nie masz żadnych praw bo jesteś idiotą który dał się nabrać naszej reklamie. Idźmy dalej bo nie jest to koniec sztuczek nieuczciwego ośrodka szkolenia. Otóż ośrodek taki potrafi zadzwonić do kursanta 15 min przed jazdą i odwołać lekcję bez podania przyczyny. Skoro nie wiadomo o co chodzi to chodzi o przecież pieniądze. Zazwyczaj tak się robi, gdy trafi się klient na tzw. "dodatek", czyli taki który skończył już kurs i teraz po prostu płaci żywą gotówką na czysto za dodatkowe godziny jazdy przed egzaminem. Skoro płaci to trzeba go gdzieś wcisnąć, a skoro koleś z groupona nie skończył jeszcze kursu to i tak zostanie więc można mu przesunąć jazdy na za miesiąc.

Kolejna sztuczka jak orżnąć klienta, poniekąd związana z tym co już napisałem, polega na tym, że wozi się klienta po jakichś prostych ulicach, najlepiej za miasto przez 20-25 godzin, potem się robi egzamin wewnętrzny (oczywiście w niektórych ośrodkach dodatkowo płatny) i kursant słyszy że przecież on nic nie potrafi. Musi wykupić co najmniej 30 godzin. Ale że jest obecnie promocja to godzina dodatkowej jazdy kosztuje raptem 40 pln. 40 x 30 = 1200 pln. I dopiero wtedy tak naprawdę zaczyna się rzetelny kurs. Czyli co 750 pln za kurs + 1200 pln za dodatki i już mamy prawie 2000. Czyli zamiast zaoszczędzić 50% dopłaciliśmy do interesu dwa razy tyle co cena kursu w innym ośrodku. Nie oszukujmy się, zazwyczaj jest konieczność dokupienia kilku godzin przed egzaminem, czasem niektóre osoby faktycznie potrzebują dodatkowych 30 godzin, ale są to wyjątki. Ponadto te osoby są uczone jeździć w rzetelny i uczciwy sposób a dodatkowe godziny są związane ze słabymi postępami w nauce tych osób. Problem w tym, że niektóre OSK prowadzą proces szkolenia od samego początku nakierowany na dokupienie dodatkowych godzin.

Reasumując drodzy przyszli kursanci. Zastanówcie się dobrze czy warto oszczędzać. Pan Rockefeller rzekł mawiać: "...nie stać mnie na rzeczy tanie...". I coś w tym jest. Na tym świecie nie ma nic za darmo. Jeżeli cena kursu jest rażąco niższa od średniej cen na rynku to musi gdzieś być haczyk. Zazwyczaj są to albo ukryte koszta, albo jakość świadczonych usług jest niższa, rażąco niższa. Zastanówcie się, jakim cudem przy tak galopujących cenach paliwa, części zamiennych, robocizny w warsztatach, konieczności wymiany samochodów szkoleniowych, cena kursu praktycznie od lat stoi na tym samym poziomie. Większość szkół już teraz robi kursy na granicy opłacalności, jeszcze miesiąc temu można było znaleźć ofertę za 898 pln gdy cena paliwa za litr oscyluje w granicach 5,7-5,9 pln. Kilka lat temu kurs kosztował 1200 pln a cena paliwa była w granicach 4 pln. Dodatkowo wzrosła liczba godzin zajęć praktycznych i teoretycznych. Cuda.

Nie dajcie się wpuszczać w maliny. Omijacie ośrodki w których cena znacznie odbiega od cen rynkowych. Nie spiszcie się z wyborem szkoły. Sprawdźcie kilka ośrodków, zobaczcie jakie mają oferty, skąd odjeżdżają samochody, jak wyglądają sale wykładowe. W końcu popytajcie znajomych czy byli zadowolenie. W bardzo dużej mierze ten biznes opiera się na poleceniach. Jeśli ktoś był zadowolony z kursu poleci ten ośrodek innym. Nie szukajcie opinii w sieci, tutaj zazwyczaj komentarze są pisane albo przez konkurencję (te negatywne) albo przez same ośrodki (te pozytywne). Skoro jakiś ośrodek musi się uciekać do agresywnej reklamy jaką są zakupy grupowe to prawdopodobnie mało kursantów poleca ten ośrodek innym.

I na koniec jeszcze jedna rzecz. Rzecz o której zazwyczaj nie mówi się głośno, i to zazwyczaj w tych ośrodkach słabszych. Kursant w każdym momencie może zabrać swoje papiery i iść do innego ośrodka w którym DOKOŃCZY proces szkolenia. Nie jesteście dożywotnio związani z ośrodkiem gdzie zaczynaliście kurs, nie musicie w innym ośrodku zaczynać kursu od początku. Bierzecie papiery i w innym ośrodku kończycie kurs. Pozostaje tylko kwestia finansowa, ale lepiej się zastanowić czy nie bardziej się opłaci dokupienie kilku dodatkowych godzin w innym polecanym ośrodku niż męczenie się w starym OSK. Niektóre ośrodki przy próbie zabrania dokumentów mogą stwarzać jakieś urojone problemy, żądać dodatkowych opłat, itp. Nie dajcie się podejść. Znajcie swoje prawa. Cała dokumentacja dotycząca Waszego procesu szkolenia jest Waszą własnością i ma być Wam wydana do rąk własnych. W końcu to Wy płacicie i żądacie.

Pamiętajcie - co tanie to drogie!!

niedziela, 7 października 2012

Zmiany w systemie egzaminowania

Dawno nic nie było. Niestety straszenie przez rząd własnych obywateli zmianami w egzaminach przynosi swoje żniwo. Ludzie walą drzwiami i oknami do OSK, byle tylko zdążyć przed nowym rokiem. Sytuacja dokładnie taka sama jak w zeszłym roku. Pracy cała masa. Efekt tego jest taki, że szkoły pazerne na pieniądze robią wszystko, co tylko mogą aby przyciągnąć klientów. A kogo tam obchodzi jakość szkolenia, ważne żeby przestraszeni ludzie przyszli i zostawili kasę, a potem jakoś to będzie.

Oczywiście jest październik, i już pojawiają się głosy, że wprowadzenie nowych przepisów jest nierealne i niemożliwe. Na chwilę obecną ośrodki egzaminowania nawet jeszcze nie uzgodniły wymagań formalnych, jakie ma spełniać nowy system, a gdzie tam jeszcze przetargi (z odwołaniami), zakup sprzętu, wdrożenie, afery związane z ustawionymi przetargami (wszak to Polska, afera jakaś na parabank będzie), testy systemu, poprawki błędów, czas na wdrożenie systemu w ośrodkach szkolenia i pewnie cała masa jeszcze innych spraw. Czy ktoś naprawdę wierzy w to, że w kraju, w którym drogi buduje się systemem dziesięciolatek (trzech lub czterech), a metro w stolicy obchodzi 60 rocznicę trwania prac, uda się wprowadzić tak poważne zmiany w procesie egzaminowania w przeciągu niespełna trzech miesięcy? Wystarczy poczytać trochę, ile czasu zajmuje i ile razy było przekładane wprowadzenie do użytku powszechnego e-dowodów osobistych z elektronicznym podpisem, rzeczy która w takiej Estonii jest wydawana obywatelowi z urzędu już od kilkunastu dobrych lat. No więc czy ktoś w to wierzy? Ano wierzy, niestety. Cała rzesza niedoinformowanych obywateli których zamiast konkretnych informacji karmi się jakąś medialną papką i podsyca we wszystkich mediach atmosferę strachu i terroru.

W każdych mediach jest tyko informacja o tym, że w styczniu wchodzą zmiany, a że ciemny lud od zarania dziejów boi się zmian, bo wszystko co nowe i nieznane budzi przerażenie to ludzie pędzą na złamanie karku byleby tylko zdążyć przed zmianami. Nigdzie nie znajdziecie informacji o tym, że nowe zasady egzaminowania dotyczą tylko i wyłącznie części teoretycznej. Ponadto gdzie nie szukacie informacji tak padają tylko enigmatyczne i dość przerażające fakty: 3000 pytań (obecnie ok. 500), tajna baza pytań, zaledwie kilka sekund na odpowiedź, itd. Wszystko to prawda, ale czy to jest tak straszne? Jeżeli opieracie się tylko na tych danych to owszem, szkoda tylko, że nikt nie informuje o tym, iż pytania będą o wiele prostsze od tych absurdów językowych które są obecnie, o tym że na pytania będzie się odpowiadało wybierając jadą z dwóch opcji TAK albo NIE, o tym, że pytania będą się opierać na zdjęciach i filmach sytuacyjnych w stylu "Czy w tej sytuacji, masz pierwszeństwo? TAK/NIE". Czy posiadając te dodatkowe informacje nadal uważacie, że te zapowiadane zmiany są skierowane przeciwko kursantom? Przecież na tysiące takich pytań, każdy kierowca odpowiada sobie intuicyjnie podczas podróży samochodem do pracy. Zmiany w systemie egzaminowania będą dostosowane do rzeczywistości. Są skierowane przeciwko kombinatorom, którzy wolą się nauczyć na pamięć 500 pytań niż przepisów.

Kilka lat temu, gdy zmieniano przepisy dotyczące części praktycznej, czyli parkowanie na mieście zamiast na placu między słupkami, też podniosło się larum. Przecież to jest niebezpieczne, egzaminator może kogoś celowo oblać, itd. Jaki by tego efekt? Zapewne spadła zdawalność, ale czy podniosło się bezpieczeństwo? Śmiem twierdzić, że tak. Ponieważ każdy głupi był w stanie nauczyć, że jak lewy tylny słupek znika nam z pola widzenia to trzeba zrobić pełny skręt kierownicą w prawo a jeśli prawy słupek.... to wtedy kierownicą.... itd. A przecież parkowanie na mieście między samochodami a parkowanie między tyczkami to zupełnie dwie różne rzeczy.

Zamiast bać się zmian i dawać się zastraszać rządowi, zacznijcie sami myśleć. Po pierwsze zmiany są na korzyść kursantów, a po drugie nie ma jak na razie żadnych szans na to żeby weszły w życie. Dodatkowo bardzo dużo ludzi myli zmiany w ustawie Prawo o Ruchu Drogowym dotyczących uprawnień dla kierujących ze zmianami w samym egzaminie a to są różne rzeczy. W dodatku jedne i drugie są korzystne. Przez to całe zamieszanie, w Polsce powstała cała masa szemranych szkół jazdy wykorzystujących strach i naiwność ludzi, zwłaszcza młodych, nie mających żadnego doświadczenia życiowego. Ludzie chcą zdążyć przed nowym rokiem, w większości szkół brakuje już terminów, więc ludzie wybierają małe, nowo otwarte szkoły kuszące cenami które są zupełnie nie realne jeśli chodzi o koszta prowadzenia ośrodka (zwyczaje mówiąc są dumpingowe). Jak to się kończy i jak wygląda szkolenie w takich szkołach opiszę Wam już wkrótce.