Górale powiadają o jeździe na nartach, że jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz. Z jazdą samochodem jest dokładnie tak samo. Jeżeli na kursie człowiek nie będzie popełniał błędów to nie nauczy się dobrze jeździć. Cały trick polega na tym aby instruktor na bieżąco wyłapywał te wszystkie błędy, informował o nich kursanta a potem tak wybrał trasę przejazdu aby wrócić w to samo miejsce i pozwolić je kursantowi przejechać bezbłędnie. I tu rodzi się kilka problemów. Po pierwsze kursant musi umieć wyciągać wnioski, po drugie musi umieć uczyć się na błędach a po trzecie instruktorowi musi się chcieć. Niestety bardzo dużo instruktorów uczy jeździć na zasadzie ciągłego prowadzenia za rękę w każdej chwili trwania kursu. Instruktor mówi kursantowi kiedy zmieniać biegi, kiedy włączać kierunkowskazy, kiedy zmieniać pasy, na co patrzeć, pokazywać gdzie są znaki, itd itd. Tym sposobem wyrządza się kursantowi ogromną krzywdę, ponieważ nie uczy się on jeździć tylko jak zdać egzamin. Wielu instruktorów wybiera taką metodę bo jest prostsza, bo ma się ciągłą kontrolę nad tym co robi kursant, bo nie wymaga aż tyle skupienia i uwagi żeby reagować za kursanta. Ta metoda ma jeszcze jeden ogromny minus, wydaje się że takie szkolenie jest fajne bo jest bezstresowe dla kursanta, no ale właśnie tu jest problem. Ani egzamin państwowy nie przebiega w takiej atmosferze ani późniejsza samodzielna jazda nie jest jazdą pozbawioną stresu. Niestety życie i ciągle rozwijający się ruch na naszych drogach nie głaszczą nikogo po główkach lecz ciągle stwarzają sytuacje stresowe. Osoba która nie nauczyła się radzić ze stresem będzie kalekim kierowcą. Bo w nauce jazdy samochodem wcale nie chodzi o to aby nauka była bezstresowa, ale żeby kursant nauczył się kontrolować stres i pomimo trudnej i nerwowej sytuacji na drodze potrafił przywołać w myślach odpowiedni przepis i podjął właściwą decyzję.
Dlatego też, jestem ogromnie szczęśliwy, iż na praktykach instruktorskich trafiłem do takiego a nie innego instruktora, mam do niego ogromny i nieskrywany szacunek, i mogę śmiało powiedzieć, że stał się moim mentorem. To dzięki niemu wybrałem drugą, trudniejszą metodę uczenia. Być może nie jestem przez to super ukochanym i uwielbionym instruktorem który głaszcze po głowie i chwali za byle co, z drugiej strony nikt jakoś szczególnie też nie skarżył się na mnie. Wiem jednak że osoby które ukończą pod moim okiem kurs są przygotowane do bezpiecznego poruszania się po drogach, przynajmniej mają jakieś szanse :)
Na czym polega ta druga metoda? Otóż wymusza na kursancie jak najszybsze nauczenie się samodzielnego myślenia i rozwiązywania problemów które przed nim pojawiają się na drodze. Z każdymi kolejnymi zajęciami mniej tłumaczę na rzecz konstruktywnej krytyki. Ciągłe przypominanie o popełnianych błędach szybciej trafia do kursanta niż nieustanne przypominanie mu o włączeniu kierunkowskazu. Zazwyczaj wytykanie błędów (tych samych) zaczyna kursanta drażnić, więc zaczyna myśleć aby następnym razem go nie popełnić. Pytania z zaskoczenia "kto miał pierwszeństwo na tamtym skrzyżowaniu" albo "jaka jest dozwolona prędkość na tym odcinku" uświadamiają kursantom, że nie patrzą na znaki. Tak samo jak polecenie "jedziemy w lewo" wydane przed skrzyżowaniem gdzie ustawiony jest zakaz skrętu w lewo. O ile jest to bezpieczne i nie stwarza żadnego zagrożenia, pozwalam popełniać błędy. Zajmować złe pasy, skręcać ze złego pasa ruchu, itd. Dlatego że właśnie na takich błędach kursant uczy się szybciej, zwłaszcza jeżeli przez brak myślenia sam wpakuje się w trudną sytuację. Np, nie będzie mógł zmienić pasa ruchu ze względu na ruch bądź będzie zmuszony pojechać trudniejszą drogą. Na przyszłość wybierze prostszy wariant.
Ciągłe popełnianie błędów, nieustanna krytyka, rodzą stres. Więc oprócz samodzielnego myślenia kursant musi nauczyć się również radzić sobie i z tym przeciwnikiem. Lepiej bardziej stresować się teraz pod okiem instruktora niż potem samemu na drodze. Jedni ze stresem radzą sobie lepiej inni gorzej. Ale ja im daję szansę na zdanie egzaminu państwowego. Staram się uczyć dokładnie w taki sposób jak te egzaminy są przeprowadzane. Czyli wydane polecenie i albo jest dobrze i nic nie mówię albo jest błąd i kursant jest informowany o błędzie. Tak samo jak egzaminatorzy nie łapię za kierownicę ani nie hamuję w miarę możliwości do ostatniej chwili, aby kursanci mogli sami zareagować. Itd, itd.
Ta metoda uczenia jest dużo trudniejsza. Ponieważ po pierwsze trzeba nieustannie przez całe zajęcia być skupionym tak samo jak kursant, bo nigdy nie wiadomo co ten drugi za chwilę wymyśli, trzeba być nieustannie czujnym aby zdążyć zareagować w sytuacji niebezpiecznej. Po drugie dlatego, iż trzeba umieć dotrzeć do kursanta tak aby on w pełni zaufał instruktorowi, w pełni zaufał w to, że taka metoda uczenia przyniesie mu sporo korzyści. Nie lubię się chwalić ale muszę przyznać że jak narazie udaje mi się ta sztuka, poprzez nieustanne tłumaczenie co było źle i dlaczego, i jak należy to następnym razem zmienić, więc ta krytyka nie polega na "źle bo tak", poprzez pokazywanie kursantom jak duże postępy zrobili w tak krótkim czasie, oraz co chyba najważniejsze poprzez informowanie kursanta jak będą nasze jazdy wyglądały już na pierwszym spotkaniu. Informowaniu jak prowadzę szkolenie, co będziemy robić i czego oczekuję od kursanta. Zaangażowania, chęci uczenia się, samodzielnego myślenia oraz patrzenia na znaki. Informowaniu również o tym, że tak naprawdę to jak szybko nauczą się jeździć zależy tylko i wyłącznie od nich samych.
No to sobie posłodziłem :D teraz zapraszam na film. Aha, po raz kolejny dziękuję RC za rzetelne przygotowanie mnie do zawodu.
Film posklejany z kilku różnych sytuacji, mający na celu pokazanie, że nie tylko inni kierowcy popełniają błędy ale kursanci również.
Sytuacja 1.
Kursantka zignorowała nakaz skrętu w lewo i próbowała wjechać na ścieżkę dla rowerów. Interwencja instruktora, hamowanie. Co ciekawe kursantka twierdziła, że widziała wszystkie znaki tylko nie wiedziała jak się zachować.
Sytuacja 2.
Polecenie brzmi: "Na skrzyżowaniu jedziemy w lewo". Kursantka ignoruje znak zakaz skrętu w lewo i próbuje wjechać na zakaz wjazdu. Interwencja instruktora, złapanie za kierownicę. Polecenie może wydawać się kontrowersyjne. Czemu je wydałem, wiedząc że nie będzie mogła tutaj skręcić? Otóż dlatego, że egzaminatorzy w takiej sytuacji wydają dokładnie takie samo polecenie. Zwróćcie uwagę, że nie powiedziałem, że ma skręcić na tym konkretnym skrzyżowaniu. Ogólna zasada jest taka, iż kursant ma wykonać polecenie egzaminatora w pierwszym miejscu gdzie to będzie możliwe/dozwolone. Więc wszystko sprowadza się do patrzenia na znaki. Hamskie? Owszem. Niezgodne z prawem? W żadnym wypadku. Nie zmusiłem kursantki do skręcenia na zakaz, tak samo jak nie zrobi tego egzaminator, ponieważ nie wolno mu wydać polecenia które nakłania do łamania przepisów. Przygotowuje do egzaminu? W 100%.
Sytuacja 3.
Tutaj nie wiele trzeba komentować. Polecenia nie było żadnego, bo i też żadnego być nie musiało. Sytuacja jest oczywista. Kursantka ignoruje znak nakazu skrętu w prawo. Kończy się to interwencją instruktora, hamowaniem przed znakiem zakazu wjazdu.
Sytuacja 4.
Kursant zbytnio skupił się na ruchu pojazdów, zapominając że pieszy również jest uczestnikiem ruchu. W tej sytuacji nadmierne skupienie się tylko na szukaniu okazji do przejechania, skończyło się nie zauważeniem przejścia dla pieszych oraz co gorsza samych pieszych. Interwencja instruktora, hamowanie. Wymuszenie pierwszeństwa na pieszych.
Sytuacja 5.
Wczoraj bądź przed wczoraj pisałem o właściwym ustawianiu się do skrętu w lewo jeżeli obok przebiega torowisko. No i tutaj mamy sytuację dokładnie odwrotną do tego co było na tamtym filmie. Tutaj torowisko w żaden sposób nie jest wyłączone z ruchu dlatego skręt w lewo powinien odbywać się właśnie z torowiska. Kursant podjął błędną decyzję, skręcając z prawego pasa w lewo.
Sytuacja 6.
Najbardziej kontrowersyjna ze wszystkich poprzednich. Tym bardziej, że błędy popełniał kursant innego ośrodka, dlatego też ze względu na etykę zawodową ograniczę się tylko do opisania błędów. Pierwszy błąd to skręt w lewo bez sygnalizowania tego kierunkowskazem. Błąd drugi to zajęcie złego pasa ruchu. Byłoby w porządku gdyby ta eLka, chciała zawracać, jednak jak widać w dalszej części filmu skręcali w lewo, więc opuścili skrzyżowanie lewym pasem. No i błąd numer trzy. Chociaż o dziwo wcale błędem nie musiałby być. Przejechanie na żółtym/czerwonym świetle. Jak widać na nagraniu, było możliwe zatrzymanie się w bezpieczny sposób przed sygnalizatorem. Kursant podjął decyzję o przejechaniu. Dość ryzykowną, ponieważ jeden egzaminator puści takie zachowanie, drugi znajdzie pretekst do przerwania egzaminu. Druga rzecz to w mojej ocenie dość ryzykowna decyzja instruktora o puszczeniu kursanta na tym świetle, z takiego powodu, iż wystraszony kursant mógł nagle wdepnąć w hamulec chcąc jednak się zatrzymać przed przejściem. Takie hamowanie skończyłoby się remontem samochodu, patrząc jak blisko nich jechał Fiat Marea. Osobiście w tej sytuacji miałem nogę na hamulcu aby zacząć łagodniej hamować, kursant ubiegł mnie o ułamek sekundy. Zachowanie kierowcy Fiata mam nadzieję nie wymaga komentarza. O ile można by dyskutować czy Yariska pojechała na żółtym czy na czerwonym to Fiat bezsprzecznie pojechał za sygnalizator już na świetle czerwonym.
Ufff, dość. Dziękuję wszystkim którzy dziś dotrwali do końca :D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz